W zeszłym roku na Facebooku przewijała mi się informacja o Zimowym Narodowym. Narobiłam sobie ochoty na wizytę w tym miejscu, ale… nie dojechałam. W tym roku postanowiłam, że będzie inaczej i na zimowe szaleństwo postanowiłam zabrać dzieci. Jakie są nasze wrażenia? Zapraszam po wieści poniżej.

ZIMOWY NARODOWY

Zimowy Narodowy reklamuje się w radiu i „w internetach”. Disco lodowisko, jazda na łyżwach, curling i górka lodowa to obietnica niezłej zabawy!  W dodatku całość (w mojej wyobraźni) powinna być niemal okraszona wedlowską czekoladą, bo to właśnie jej producent jest zdaje się jednym z tegorocznych sponsorów zabawy więc WEDEL widnieje na wielu zdjęciach. 🙂 Skusiłam się w tym roku na wizytę dość szybko, bo na zewnątrz nie ma okazji do zimowych zabaw, a dzieci tęsknią za zjazdami na workach z sianem z okolicznych górek. Zajechaliśmy pod Stadion Narodowy autem, bo nie jesteśmy z Warszawy i to była najwygodniejsza tego dnia opcja. Zaparkowaliśmy na płatnym, podziemnym parkingu i ruszyliśmy migiem w kierunku wejścia, by stanąć w niemałej (ale bez tragedii) kolejce po bilety. Po około 15-20 minutach mogliśmy już lecieć do bramek przy których czekał nas spory tłum. Wspominam o tym dlatego, że moje dzieci (4 i 6) lat niezbyt komfortowo się czują w takim tłoku. Na szczęście zaraz po wejściu ich oczom ukazała się lodowa górka, na którą mieliśmy karnet na 10 zjazdów (koszt 54 zł bez Groupona i od przyszłego tygodnia o 19 pln taniej z GRUPONONEM – tu link do OFERTY ZNIŻKOWEJ NA ZIMOWY NARODOWY). Na mnie oczywiście stadion robi wrażenie sam w sobie – przestrzenią itd, choć przyznam, że zimą, w obecnej odsłonie jest wyjątkowo mało uroczy. Szumnie zwane ZIMOWE MIASTECZKO wydaje mi się raczej dość nijaką mieściną. Choć spodziewałam się super zimowego nastroju/wystroju to jak dla mnie zupełnie brak tam charakteru. Sam/a zobacz na zdjęcia – trochę szaro, buro i ponuro, nie? Zwyczajnie kilka zimowych „atrakcji” na mroźnej i tłumnej przestrzeni. No jakoś nie mój klimat, ale wróćmy do atrakcji, bo w sumie to ona jest tutaj najważniejsza. Chyba wyobrażałam to sobie piękniej oglądając zdjęcia z ich strony internetowej (tak właśnie zdjęcia z bliska mogą zaburzać nasze wyobrażenia o miejscach prezentowanych w internecie).

GÓRKA LODOWA

Choć dzieci już po staniu po bilety w przeciągu telepały się z zimna (to moja wina mogłam je jeszcze cieplej ubrać, a choć miałam dodatkowe bluzy w samochodzie to chyba nie można było wyjść z płyty i wejść jeszcze raz – bałam się ryzykować) to miałam nadzieję, że zaraz emocje nas rozgrzeją.  Na szczęście myśl o zjeździe z górki rzeczywiście zmotywowała je do dalszego czekania. Na dwie minuty :-), po których zorientowały się, że trzeba w niej postać dłużej.  Najpierw po „pontony” na których się zjeżdża, a potem do samego zjazdu. Dzieci zapłakane i załamane chciałam zabrać na herbatę (zostawiając na kolejkowym placu boju męża), ale po pierwsze miejsc w kawiarence nie było, a po drugie, gdy już się przejdzie z pontonem obok „pana kolejkowego” to naliczony jest zjazd i nie można wrócić się do kawiarni.

Sam zjazd jest fajny i szybki więc rzeczywiście dostarcza emocji. Dorosły może brać na kolana dziecko. Na głowę zakłada się kask i fru! Oczywiście sama frajda trwa kilka sekund (w przeciwieństwie do stania w kolejce). My bardzo lubimy taką zabawę w lesie, na górkach. Pierwszy raz próbowaliśmy w sztucznych warunkach i choć prędkość jest większa to chyba zostaniemy przy leśnych zabawach.  Od siebie mogę od razu dodatkowo powiedzieć, że 10 razy na jedną osobę to moim zdaniem za dużo i za nudno. Trzy zjazdy byłyby prawdopodobnie miłą przygodą. Byłyby gdyby nie fakt, że nasz Syn (lat 4) już drugi raz nie chciał stać w kolejce i za większą atrakcję uznał wejście do kawiarenki. Córka (lat 6) pokusiła się o drugi zjazd i na tym koniec przygody. Wykorzystaliśmy więc 3 z 10 zjazdów. Nam samym też nie chciało się stać w długiej kolejce i kazać czekać dzieciom dla własnej przyjemności. Przy nas też pewien Tata oddawał swoje zjazdy. Nasłuchałam się narzekań innych rodziców „150 złotych wydane a tu nic nie ma” mówili. I wiesz, co? Trochę mieli rację. Niby taki zjazd jest super: jednak gdy dodać do niego przedostanie się przez wszystkie kolejki i praktycznie brak dodatkowych atrakcji to średnio opłaca się wybierać na ten Narodowy z małym dzieckiem.

DLA KOGO?

Moim zdaniem więc Zimowy Narodowy MOŻE MOŻE być fajny jeśli zakładasz wejście na duże lodowisko lub kochasz curling (lodowisko do jazdy jest imponująco duże w porównaniu do naszego małego, miejskiego terenu dla miłośników łyżew). Być może ciekawe są te poranki dla dzieci  (najlepiej mieć swoje łyżwy, ale wiadomo, że nie każdy je posiada więc dolicz stanie w kolejce do wypożyczalni) albo wydarzenia na miejscu? Wtedy do nich dodatkowo atrakcją jest zjazd z górki. Ten ostatni sam w sobie z mojej perspektywy nie jest wart przyjazdu.

Wydaje mi się za to, że najlepiej czuje się tu młodzież, która zbiera się grupkami. Wiadomo, że w swoim – wesołym towarzystwie młodzież potrafi się świetnie bawić więc połączenie odrobiny adrenaliny na górce z lodowiskiem jest już całkiem ciekawe. Zimno za młodu też nie jest straszne 😉 więc niektórzy bez czapki i rękawiczek dawali radę.

CZEKOLADA NA GORĄCO?

Miałam nadzieję, że na pocieszenie będziemy się cieszyć gorącą czekoladą i pralinami. Nic z tych rzeczy – kolejka była ogromna, miejsc siedzących brak więc wyszliśmy i w sumie nawet nie wiem, co było w ofercie. Choć w kawiarence miała czekać interaktywna ścianka, to nie działała lub była wyłączona (i tak jednak jest tak mała, że stałoby przy niej jedno lub dwójka dzieci). Strefa grzewcza zapowiadała się całkiem ciekawie z daleka, ale z bliska okazała się jedynie kilkoma średnio atrakcyjnymi budkami z grzańcem i shotami. Wcale nie miałam ochoty z niej z dziećmi korzystać.

PODSUMOWUJĄC

Mogłam pochodzić i porobić kilka pięknych fotek z bliska, ale szczerze mówiąc byłam tak zawiedziona, że nawet mi się nie chciało. Po takie zawsze można zajrzeć na ich stronę. Mam wrażenie, że dość ostra jest moja opinia, ale po „wielkich miejscach” oczekuję wielkiego WOW. Tutaj go nie znalazłam. Ja wyszłam niezadowolona, a dzieci wcale nawet nie chcą o tym rozmawiać „bo nie było fajnie i już”. Ja drugiej szansy temu miejscu nie dam w tym roku na pewno. Chętnie będę się przyglądała jednak opiniom innych i chętnie zobaczę, co zaoferują w przyszłym roku (internetowo, bo jeśli to samo co w tym, to raczej się nie wybiorę). Jeśli Ty też miałaś/eś okazję trafić na Zimowy Narodowy to daj znać, jak się bawiliście. Może ja jakoś tak źle trafiłam? Może te Poranki dla dzieci są super? W końcu nadal tam jeżdżą tłumy więc chyba coś w tym musi być…

Co, gdzie i jak na Zimowym Narodowym przeczytasz oczywiście na mapie Rodzinnego Kompasu: ZIMOWY NARODOWY. 

 

 

Znajdź na blogu: