Często zastanawiam się, jak to, że prowadzę Rodzinny Kompas wpływa na moje dzieci. Podróżujemy częściej niż „przeciętna rodzina”. Chadzamy zazwyczaj wyłącznie do kawiarni przyjaznych dzieciom i restauracji z kącikami zabaw (mam ich tyle do odwiedzenia, że na inne niemal nie starcza mi czasu). Nie tylko my, ale też dzieci mają już swoje wymagania. Coraz mniej jest w stanie nas zaskoczyć ;-p Okazuje się też, że najbardziej lubimy miejsca nie tyle z kącikami do zabawy, ile z podejściem do dzieci. I takie właśnie jest BOSKO TU THAI (choć i dodatkowych atrakcji tu nie brakuje). Zobacz tylko…
O RESTAURACJI
Bosko Tu Thai to zdecydowanie restauracja przyjazna dzieciom, rodzinom, zwierzakom. Generalnie chyba wszystkim :-). Stworzona została, jak sama głosi „po Boskiej stronie Wisły”, a dokładniej na Pradze. Można tutaj znaleźć potrawy z kuchni tajskiej, a także inspiracje kulinarne z Wietnamu, Chin i Japonii. To zdecydowanie ciekawy punkt na mapie dla wszystkich miłośników orientalnej kuchni i pysznych deserów (ale o tym dalej).
CO MNIE ZASKOCZYŁO?
W pierwszej kolejności urzekła mnie przestrzeń. W restauracji jest naprawdę dużo miejsca, a niebanalne dekoracje sprawiają, że można się tutaj poczuć jak na egzotycznych wakacjach. Widać dbałość o szczegóły: jest oświetlenie otulone żywymi roślinami, są pięknie oprawione lustra, duże okna zapraszające Warszawę do środka, wielkie zdjęcia na ścianach. Jest też mnóstwo komplementów dla gości serwowanych w różnej formie.
Sercem tego miejsca jest otwarta kuchnia zlokalizowana na środku lokalu. Zdecydowanie rozbudziła moje (większe niż standardowo) zainteresowanie zamawianymi daniami i sposobem ich przyrządzania. Czekając na posiłek nie tylko podglądaliśmy pracę kucharzy, ale wręcz staliśmy się uczestnikami małego kulinarnego show rozgrywającego się między wokami. Kucharze uwijają się, siekają, kroją, mieszają, pojawiają się i znikają za unoszącą się z garnków parą… Do tego są na tyle sympatyczni, że gdy zauważą przyglądających się z wielkim zainteresowaniem gości, puszczają oczka i machają mimo mnóstwa pracy, którą mają do wykonania. Wprowadza to niezwykle luźną i sympatyczną atmosferę do lokalu. Zwyczajnie chce się tutaj niezobowiązująco posiedzieć i przy okazji zjeść coś pysznego;-).
LOKAL PRZYJAZNY DZIECIOM?
Jeśli chodzi o dzieci największy plus należy się obsłudze. Kiedy weszliśmy do Bosko Tu Thai przywitano się nie tylko z nami, ale też z dzieciaczkami. Zaproponowano nam dla nich soczek i lizaki (wiem, wiem, nie każdy lubi, gdy dzieci dostają słodycze, ale prawda jest taka, że moje dzieci lubią je dostawać, a tutaj mogły sobie nawet same wybrać słodkości z wielkiego wiadra bogatego w smaki i kolory). Kelner pamiętał o nich przy każdym zamówieniu, doradzał, co mogłoby im smakować i cierpliwie znosił nasze udziwnione wymagania (np. rozłożenie zupy na trzy miski dla dwójki dzieci ;-p). Nie było problemu, gdy rozlał się soczek, gdy dziecko goniło kelnera przez całą restaurację, by nie czekać na lody, czy np. kręciło się nieustannie przy stoliku. Wszystko, absolutnie wszystko pod tym względem było na plus. Być może my tak dobrze trafiliśmy, choć obserwowałam inne stoliki i wydaje mi się raczej, że takie podejście to tutaj standard.
COŚ DLA ZMYSŁÓW
Przyzneję, że niezbyt często jadam tajskie dania, ale odpowiednio wybrane zdecydowanie zadowoliły moje kubki smakowe. Mąż za to, jako fan orientalnych smaków, był bardzo zadowolony. Przyznaję, że smakowały mi przystawki, np. krewetki, a apetyt rozbudziły słodziutkie lemoniady (mango i ananasowa). Daniami głównymi najedliśmy się zdecydowanie ponad miarę, a nie mogliśmy sobie darować próbowania kolejnych pozycji z menu. Zwłaszcza, że wszystko było smaczne i absolutnie pięknie podane na zastawie, na którą sama choruję już od ponad roku. I teraz już wiem, że to co na niej podane smakuje i wygląda pysznie więc chyba pora napisać list do Świętego Mikołaja ;-).
DZIECIĘCE MENU
Dziecięce menu nie jest rozbudowane, jednak gdy skosztowałam kotlecików Córci to przyznaję, że rozpływały się w ustach. Panierowane kawałki kurczaka były delikatne, świeżutkie, pyszne! Jeśli zaś w domu masz miłośnika kuchni orientalnej to może nawet potrawy ze standardowego menu przypadną mu do gustu.
MOJA BAJKA – DESERY
Teraz muszę się przyznać do czegoś, co rzadko ma w moim przypadku miejsce. Cały obiad przysłoniły mi tutaj desery. Spróbowaliśmy (uwaga – proszę się nie śmiać!) wszystkich! Niebo w gębie! Nie mogę się zdecydować, który deser był dla mnie numerem jeden. Rozgrywka w mojej głowie toczy się między wybranymi przez dzieci lodami (czarny kokos z ananasem, trawa cytrynowa z palonym cukrem, czekolada z chili i mango z mlekiem kokosowym) a Cremem Brulee!
Niebo w gębie! Pisałam to już? No nic. Powtórzę się. Przysięgam, że dla samym tych dwóch deserów będę tu wracała. Mogę nawet obiadu nie jeść, ale te dwie pozycje z menu to mój „must have” przy stoliku. Mojemu mężowi też smakowały, choć najbardziej rozsmakował się w Budino mango i Budino kokosowym. Dzieciom smakowały mniej, bo prócz słodyczy wyczuwalny był w nich również słony smak, który trzeba lubić.
Dla maluszków z kolei bardzo ciekawą opcją jest ryż kleisty z mango. Lekka słodycz ryżu przełamana specyficznym smakiem mango to rzeczywiście ciekawe i warte spróbowania połączenie. Dodatkowo oczywiście Córcia rozpływała się nad sposobem podania i dekoracją z kwiatka.
KĄCIK DLA DZIECI I ANIMACJE
Tyle się już napisałam, a jeszcze nie wspomniałam o kąciku dla dzieci. Wszystko dlatego, że sama obsługa, kelnerzy, otwarta kuchnia, ciekawe dekoracje, które dzieci koniecznie chciały obejrzeć i sposób przygotowywania potraw (np. karmelizacja cukru specjalnym palnikiem przy stoliku) były tak fascynujące, że kącik stał się jedynie dodatkiem do naszej wizyty. Nawet dla dzieci.
Miejsce przygotowane dla milusińskich nie jest duże, ale wystarczające biorąc pod uwagę sporą liczbę zwyczajnych „a jednak „niezwyczajnych” atrakcji, w które bogata jest restauracja i jej wystrój. W kąciku, przy stoliku można kolorować, bawić się klockami, toczyć piłeczki po specjalnych torach… Maluszki chętnie korzystają z tablic manipulacyjnych zawieszonych na ścianach, a starszaki a kolei z animacji. W weekendy właściwie od otwarcia restauracji dostępna jest bowiem animatorka, która oferuje dzieciom m.in. wspólne wykonywanie prac plastycznych.
Mimo trwających animacji moje dzieci przybiegały do stolika średnio co 3 minuty (nawet jeśli trwały prace plastyczne, które kochają). Musiały złapać w rączkę prażynki krewetkowe i dopiero mogły się bawić dalej.
W Bosko Tu Thai jest oczywiście przewijak w toalecie, są też krzesełka do karmienia. Miejsca jest na tyle dużo, że można swobodnie wejść z wózkiem i mieć śpiące dzieciątko przy sobie, lub zostawić wózek w zacisznym miejscu. Nie będzie z tym najmniejszego problemu. I to jest coś, co również przemawia dla mnie na plus w tej restauracji. Można sobie tutaj wybrać stolik tuż przy kąciku zabawa, albo od niego na tyle daleko, by nie zauważyć jego istnienia. Można jeść przy oknie spoglądając na przechodniów lub schować się na tyłach i zupełnie wyciszyć. Można skorzystać z małych stolików i cieszyć się prywatnością albo usiąść przy dużym stole i biesiadować w większym gronie. Taka różnorodność i niezobowiązująca atmosfera to cechy charakterystyczne tego miejsca.
PODSUMOWUJĄC
Wyszłam najedzona i przyjemnie dosłodzona. Dzieci natomiast wychodząc przybiły kilku kelnerom piątki, a wieczorem już upominały się o kolejną porację lodów. Czy trzeba coś dodać? Sprawdźcie, czy Wam też będzie tutaj BOSKO 🙂
Zobacz film, który nagrałam:
GDZIE TO JEST?
Więcej informacji o Bosko Tu Thai znajdziesz na profilu na mapie TUTAJ. Tam znajduje się adres, numer telefonu oraz mapka z dojazdem. Pamiętaj, by na weekendy rezerwować stolik, zwłaszcza w godzinach obiadowych.
Wpis powstał we współpracy z restauracją. Bardzo dziękuję za zaproszenie, dzięki któremu spróbowałam najlepszych lodów, jakie jadłam.